Dobry iracki komunista

Portret Lenina, plakat z Che, czerwony sztandar w rogu gabinetu… Czy iracki komunista może mieć pozytywny stosunek do biznesu?

Portret Lenina

Komuniści występują w książkach historycznych. Efemerycznie występują też w sieci. Czasem widać ich w migawkach z rosyjskich i włoskich demonstracji – jedni wspominają z nostalgią Związek Radziecki, drudzy święcie wierzą w utopijny system, którego nie mieli okazji spróbować. Być może „święcie” nie jest właściwym słowem.

Q.: Poznam Cię z moimi znajomymi. Zapraszam ich często do radia, do audycji społecznych.

Qayssar zaprowadził mnie do siedziby partii komunistycznej. Trochę jak muzeum, ale nie całkiem. Zdaje się nawet, że wszystko na serio. Kilku ludzi zupełnie poważnie zajmowało się robotą partyjną. Włodzimierz Ilicz czujnie spoglądał z jednej ściany, Ernesto Rafael z drugiej. W rogu stał czerwony sztandar. Sierp i młot wyszyty srebrną nicią. Rozmiaru słusznego. Za biurkiem siedział facet, który wyglądał jak by okulary dobierał zapatrzony w zdjęcia Berii.

Halabdża, Iracki Kurdystan. Saddama od sześciu lat nie ma. Oficjalnie państwo i region są demokratyczne, można się zrzeszać i organizować partie. Skoro można to każdy dobiera taką, jaka mu odpowiada… albo jaka mu się wydaje odpowiednia.

Jak dobrze zarobić?

O polityce nie pogadałem. Jakoś się nie kleiło.

– Jaka jest sytuacja polskiej partii komunistycznej?
– Nie mamy partii komunistycznej.
– Jak możecie nie mieć partii komunistycznej?

No i jak tu wybrnąć, żeby nikogo nie urazić? Mamy jechać w góry, wycieczka zapowiada się całkiem ciekawie, a dyskusja zbacza na niebezpieczne tory. Sposobem na ucieczkę okazała się historia. Napomknięcie, że w Polsce najwspanialszy ze wszystkich ustrojów próbowano wprowadzić i nie całkiem się udało.

– Taaak? To ciekawe.

I na tym stanęło. Znajomość historii Europy u przeciętnego mieszkańca Irackiego Kurdystanu okazała się tak zaawansowana jak znajomość historii Kurdów u przeciętnego Europejczyka. Rozmowa zeszła na bezpieczniejsze tematy – góry. A potem pojechaliśmy i na komunistów spojrzałem inaczej.

Było tak. Gdzieś w górach rozmawiamy o tym jak Irakijczycy spędzają czas wolny. Krajobraz dookoła piękny. Jedzenie również. Idealne warunki by komentować (i komplementować) okolicę. Zresztą moi rozmówcy w tym temacie najlepiej operują angielskim.

Od tego podziwiania Komunista się rozmarzył.

– Chciałbym tu założyć jakiś hotel. Takie prawdziwe centrum dla turystów… – zamyślił się – Myślisz, że można na tym dobrze zarobić?

Pogranicze iracko-irańskie. 2012.